mussic

menu

sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 05 ~ Skomplikowana

 

- Długo zamierzasz jeszcze się z tym męczyć ? - słyszę głos Emmy. Szatynka podchodzi do mnie po czym kładzie kubek z herbatą na biurku
- Szef się na mnie uwziął i ciągle mnie czymś męczy - odpowiadam udając, iż nie wiem o co jej chodzi.
- Mówię o Twoich rodzicach. Minęło sześć lat, może czas odpuścić. Boję się o Ciebie
- Nic mi nie będzie - mówię z wymuszonym uśmiechem. Ciągle powtarza mi, że to bez sensu, ale to nie prawda. Nie zaznam spokoju, póki nie znajdę winnych ich śmierci.
- Ci ludzie mogą być niebezpieczni - kontynuuje nie dając mi spokoju. Wzdycham, czym po raz kolejny daję jej do zrozumienia, że nie jest w stanie mnie przekonać
* * *
- O ! Miło Panią widzieć - słyszę, kiedy tylko pojawiam się w firmie - mam dla Pani zadanie specjalne - mówi mój szef ironicznie się uśmiechając
- W czym mogę Panu pomóc ? - odpowiadam niepewnie
- Zawieziesz te dokumenty na naszą budowę - podaje mi papiery, a ja patrzę na niego ze zdziwieniem
- Jestem prawnikiem, a nie kurierem
- O zapomniałbym. Od dzisiaj mianuję Cię także moją asystentką. Wysłałem Mery na urlop. Była przepracowana, a chyba nie chcemy, żeby nam się tu rozchorowała. Chyba nie masz nic przeciwko ? - pyta, a ja z każdą sekundą coraz bardziej mam ochotę uderzyć go w twarz. - Zawsze mogę znaleźć kogoś innego
- Nie trzeba - wymuszam uśmiech i wyrywam papiery z rąk Hudsona

* * *
Teraz już wiem, dlaczego mama zawsze powtarzała mi, że jestem uparta i nie potrzebnie unoszę się honorem. Mogłam już dawno rzucić tę pracę i wygrywać kolejną sprawę w sądzie, a zamiast tego stoję teraz na budowie pełnej błota w szpilkach szukając jakiegoś nadzwyczaj “ważnego” inwestora.
- Co ty tu robisz ? - słyszę za sobą znajomy głos. Od razu rozpoznaję jego właściciela
- Oto samo mogę zapytać Ciebie - zwracam się do Alexa
- Tatuś nalegał, abym przyszedł do biura, więc na przekór przyjechałem dziś tutaj - odpowiada z uśmiechem dziesięciolatka, który właśnie odzyskał swój samochodzik. Fakt, może to i dziecinne, ale poznałam już trochę starszego Hudsona i zdecydowanie mu się należy
- Twój ojciec zrobił ze mnie posłańca. Nie wiesz może gdzie znajdę tego całego inwestora ?
- Powinien być tam - mówi wskazując na wysoki punkt. Z oddali słyszymy, iż ktoś woła szatyna - Przepraszam Cię, muszę iść. Lepiej daj mi te papiery, sama nie dasz rady tam wejść
- Słucham ? Uważasz, że nie dam rady sama tego załatwić - pytam zakładając ręce na piersi
- Spadłabyś jeszcze zanim zdążyłabyś wejść
- No to patrz - odpowiadam po czym zaczynam powoli stąpać po niestabilnej konstrukcji. Kiedy wydaję mi się, że jestem już w bezpiecznym miejscu odwracam się w stronę szatyna i posyłam mu zwycięski uśmiech. W tym samym momencie czuję jak coś ugina się pode mną i spadam. Zdążam tylko złapać się czegoś, po czym czuję jak bezwładnie wiszę. Nigdy nie byłam zbyt religijna, ale w tym momencie w myślach odmawiam wszystkie znajome mi modlitwy, po czym krzyczę z prośbą o pomoc. Po kilkunastu sekundach, kiedy jestem pewna, że nie wytrzymam czuję jak ktoś chwyta moją rękę
- No dalej podaj mi drugą rękę - mówi, a ja od razu rozpoznaję głos Alexa
- Chcesz żebym zginęła ? Nie ma mowy - odpowiadam, a on tylko głośno wzdycha
- Zaufaj mi - szepcze wychylając się w moją stronę. Chwilę zastanawiam się, ale kiedy czuję, że dłużej nie dam rady szybko łapię się szatyna. Po paru sekundach, kiedy orientuję się, że nie zginęłam zdaję sobie sprawę, iż cały czas przytulam się do Hudson’a.
- Dziękuję - mówię z uśmiechem. To jedyne co jestem w tej chwili z siebie wydusić
- Jesteś naprawdę skomplikowana - stwierdza, po czym stoimy patrząc się na siebie i po prostu się uśmiechając

2 komentarze:

  1. Super! Rozdział bardzo mi się podoba, jedyne, do czego można by się przyczepić, to czas przez który musiałam na niego czekać xd Spróbuj pisać choć trochę częściej :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;* Zaczęły się wakacje, więc zabieram się do pisania :D

      Usuń