mussic

menu

sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 07 ~ Winda

 

-Lucy! - słyszę znajomy głos. Dobrze wiem do kogo należy, dlatego przyspieszam kroku i wbiegam do windy. Niestety Alex dogania mnie i wbiega za mną
- Hej - mówi zdyszany. Odpowiadam szeptem nie odrywając wzroku od podłogi
- Co słychać ? - zaczyna niepewnie
- Dobrze
- Coś się stało ? - pyta nieco zirytowany
- Wszystko spoko - odpowiadam próbując zachować spokój. Przez dwa tygodnie udało mi się go ignorować na tyle, abyśmy nie rozmawiali. Po jego minie stwierdzam, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał, chce o coś zapytać, ale rozprasza nas lekkie trzęsienie, po czy gaśnie światło, a winda się zatrzymuje.
- Co się dzieje ? - mówię szeptem, chociaż jestem na tyle inteligentna, żeby stwierdzić, iż winda się popsuła - Nic nie widzę
- Spokojnie, podaj mi rękę i usiądziemy - Unikać go, czy proszę o zbyt wiele ? Cholerna winda  Po krótkim namyśle chwytam szatyna za dłoń. Następnie zaczyna się wołanie o pomoc.
Przez dłuższą chwilę siedzimy w ciszy. Mimo, iż siedzimy zamknięci w windzie nie trudno mi go ignorować, w końcu jest na tyle ciemno, że i tak go nie widzę
- Dlaczego ostatnio jesteś taka dziwna ? - A jednak długo nie wytrzymał - Unikasz mnie
- Może po prostu zajmiesz się jakimiś innymi dziewczynami  ? Albo rodzicami ?  - odpowiadam. Chcę jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
- Nic nie rozumiesz
- Nie ? - pytam z ironią - Żadnej dziewczyny nie traktujesz poważnie. Pracujesz, kiedy chcesz, a kiedy matka przychodzi w odwiedziny ty nawet z nią nie rozmawiasz
- To była moja macocha. Moja matka umarła dwa lata temu. Była wspaniała - mówi, a ja po raz pierwszy dostrzegam w jego głosie uczucia ?
Przez chwilę opowiada mi o niej i ojcu, który rozwiódł się z nią jeszcze za życia, o jej chorobie, wspólnych kolacjach z synem
- Przepraszam. - tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić -Moi rodzice zginęli sześć lat temu, ale ja nie miałam tyle szczęścia, nie zdążyłam się z nimi pożegnać. Ojciec miał dużą firmę, żyło na się jak w bajce. Mogłam skończyć studia, zrobić aplikację. Świat stał przede mną otworem. I w jednej sekundzie wszystko runęło. To nie był przypadkowy wypadek. Niestety mieli pecha, rozchorowałam się i nie pojechałam wtedy z rodzicami - mówię, a kiedy już nie hamuję łez czuję uścisk Alexa - Muszę znaleźć winnych, rozumiesz ?
- Pomogę Ci - szepcze. Dokładnie w tej samej chwili zapala się światło, a drzwi windy się otwierają
- Są Państwo wolni - komentuję mężczyzna w roboczym ubraniu, a my powoli wychodzimy
- Mam nadzieję, że to zostanie między nami ? - pytam, kiedy jesteśmy już na korytarzu
- Możesz mi ufać. A jeśli chodzi o sprawę Twoich rodziców naprawdę Ci pomogę
- Wiesz, chyba źle Cię oceniłam - mówię, a on odpowiada mi tylko uśmiechem
- Lucy ? -słyszę za sobą znajomy głos. Kiedy się odwracam od razu go rozpoznaję.
- David ?
***
Siedzę w kafejce od ponad pół godziny, chociaż do spotkania z Davidem zostało się sporo czasu. Wolałam przyjść wcześniej i zastanowić się co właściwie mam mu powiedzieć, przecież zostawił mnie zaraz po śmierci rodziców.
- Cześć - mówi wyrywając mnie z myśli
- Cześć - dobry początek - Czemu chciałeś się spotkać ? - pytam zakładając ręce na piersi. Nie dam mu tej satysfakcji. Niech nie myśli, że się denerwuję
- Wydaję mi się, że mamy nie wyjaśnione sprawy, a to nie wskazane, w końcu będziemy razem pracować
- Zostawiłeś mnie, teraz spotkaliśmy się po sześciu latach. Nie musimy sobie nic wyjaśniać- mówię chłodno po czym chwytam torebkę i wychodzę
***
Szybko wchodzę po schodach, po czym pukam w drzwi najmocniej jak to możliwe. Kiedy Alex otwiera drzwi bez zaproszenia wchodzę do środka. Nie wiem ile wypiłam, ale teraz jestem w pełni wyluzowana
- Wiesz, że jesteś jedynym mężczyzną, który mnie nigdy nie zawiódł ? - mówię śmiejąc się pod nosem
- Jesteś pijana - zauważa i wskazuje ręką na kanapę. Zgodnie potakuję i ruszam na miejsce, a po chwili i on siada obok mnie
- Wrócił. Po sześciu latach. Tak po prostu - szlocham, po czym zarzucam mu ręce na szyję, a głowę kładę na jego ramieniu. Przez długi czas opowiadam jeszcze o Davidzie i nawet nie wiem kiedy zasypiam.

środa, 6 lipca 2016

Rozdział 06 ~ Napaść

 
- Witamy naszą gwiazdę - słyszę, kiedy podchodzę do Blanci
- Po Twojej wypowiedzi zakładam, że już wszyscy w firmie wiedzą o mojej akcji - stwierdzam zrezygnowana
- Po awanturze Alexa z ojcem trudno było nie wiedzieć
- Awanturze ? - pytam próbując wyciągnąć coś z recepcjonistki. Nie muszę się za bardzo trudzić. Widzę, że sama marzy, aby o wszystkim mi opowiedzieć
- Przyszedł tu i wstawił się za Tobą, że nie może Cię tak traktować - mówi, a ja uśmiecham się pod nosem. Po raz pierwszy zauważam, że Hudson ma jakieś zalety.
- Cześć - podchodzi do recepcji zwracając na siebie naszą uwagę
- Cześć bohaterze - mówi pospiesznie blondynka szczerząc się do Alexa. Zaledwie po paru sekundach są tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zauważają jak odchodzę. Nie wierzę. Kolejna idiotka traci głowę dla tego pajaca.
* * *
Przy każdej jeździe autobusem coraz bardziej umacniam się w postawieniu, iż muszę zrobić prawo jazdy. To dość zabawne, zwykle prawnicy kojarzą się z górą pieniędzy, wypasionymi samochodami tym czasem ja jeżdżę do pracy autobusem. Kiedy widzę odpowiedni przystanek wysiadam. Do domu zostało mi dziesięć minut drogi piechotą i aby umilić sobie ten czas wybieram trasę przez park. O tej porze zwykle nikogo tu nie ma. Pogrążam się we własnych myślach, ale po chwili czuję jak ktoś łapię mnie za ramię i zaczyna szarpać. Jestem pewna, że za chwilę oberwę, kiedy pojawia się ktoś kto go odciąga. Przez ułamek sekundy obserwuję przepychankę mężczyzn, a po chwili jeden z nich ucieka. Dopiero teraz zauważam, że moim zbawicielem okazał się Alex. Jestem na tyle roztrzęsiona, że nawet nie pytam skąd się wziął i po prostu wtulam się w jego tors
- Nic Ci nie jest ? - pyta, a ja tylko zaprzeczam ruchem głowy - Chodź, odwiozę Cię do domu

- Nie wiesz czy ktoś mógł napaść na Ciebie specjalnie ? - pyta, kiedy podaję mu kubek z herbatą. Tak, jestem prawie pewna kto to, ale nie chcę się tym dzielić z szatynem. Z nim, ani z nikim więcej. - Nie - odpowiadam pospiesznie wbijając wzrok w podłogę - Umówiłeś się z Blancą ? - zmieniam temat
- A obchodzi Cię to ? - odpowiada z uśmiechem
- Niewiele - mówię zgodnie z prawdą - ale to bardzo fajna dziewczyna, postaraj się - Przez chwilę jeszcze rozmawiamy o Blance, dzięki czemu skutecznie udaje mi się zboczyć z tematu napaści, przerywa nam dzwonek do drzwi. I co robię ? Rzucam się w objęcia Alexa z przerażenia, że to być może Ci sami ludzie znaleźli mój adres
- Lucy, co się dzieje ? - szepcze zdezorientowany, ale ignoruję jego pytanie i nic nie odpowiadam. Słyszę jak drzwi się otwierają i jeszcze mocniej wtulam się w Hudsona.
- To ja ! - słyszę głos Emmy i wzdycham z ulgą. Kiedy orientuję się, że nadal siedzę na kolanach syna mojego szefa szybko się od niego odrywam zajmując miejsce na przeciwko
- Nie wiedziałam, że mamy gościa - mówi brunetka, kiedy wchodzi do salonu
- Tak, ale Alex właśnie wychodzi - odpowiadam dając mu do zrozumienia,  aby sobie poszedł

- Porozmawiamy ? - pyta, kiedy jesteśmy już same. Przez chwilę milczę bezmyślnie skacząc po kanałach - Lucy !
- Słucham Cię
- Możesz mi powiedzieć czy to był syn Twojego szefa ? - mówi siadając obok mnie z miną czekam na gorące ploteczki. Nie  tym razem.
- Tak, a co ? - odpowiadam obojętnie
- Jeszcze trochę,a wygrasz nasz zakład - mówi pewna siebie. Marszczę brwi i próbuję zrozumieć o czym do mnie mówi. Po chwili przypomina sobie naszą kretyńską rozmowę.
- Przestań szukać mi faceta !
- Lucy, przecież wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej. Masz 25 lat i miałaś tylko jednego faceta w swoim życiu. On już nie wróci, a ty w końcu komuś zaufaj. Za tydzień wyprowadzam się do Toma - mówi jeszcze po czym wychodzi zostawiając mnie z bijącymi się myślami. Ma rację, ciężko to przyznać, ale tak jest. Niestety wiem też, że Hudson nie jest dobrym materiałem na faceta. Może po prostu lepiej ograniczyć nasze kontakty?